Z grubej rury
Pierwszy wpis miał być o motoryzacji, aczkolwiek – w pierwotnym założeniu – miał bardziej pokazać moje zainteresowania i działalność z pogranicza motoryzacji oraz IT. Tymczasem – życie zweryfikowało plany, więc tematem przewodnim będzie afera “Dieselgate” związana z pojazdami koncernu Volkswagen Audi Group.
W Internecie można przeczytać mnóstwo artykułów i wpisów na temat afery spalinowej. Jest dużo bicia piany, ogólnikowych haseł rzucanych w tłum ludzi byleby tylko pozyskać czytelnika. W tym wpisie będzie trochę inaczej – postaram się maksymalnie obiektywnie opisać to, co rzeczywiście dzieje się z pojazdem po przeprowadzeniu aktualizacji oprogramowania sterownika silników typu EA189.
Sam posiadam Volkswagena Passata 3C z 2008. roku z silnikiem 2.0 TDI CR+DPF, czyli EA189. Moja mama jeździ Golfem VI z 2011 roku z silnikiem 1.6 TDI CR+DPF, czyli również EA189. W obu pojazdach została przeprowadzona aktualizacja oprogramowania. Mój Passat ma przebieg 305 tys. km., a Golf około 120 tys. km.
W przypadku Golfa – po aktualizacji nie widać żadnej różnicy w zachowaniu pojazdu. Auto jeździ jak jeździło wcześniej. W przypadku Passata natomiast – pojawiła się lawina problemów, które pośrednio, lub bezpośrednio wynikają ze zmienionego oprogramowania. Najważniejsze zmiany wynikające z aktualizacji to:
– mocniejsze otwieranie zaworu EGR,
– zmienione czasy i kąty wtrysku,
– częstsze wypalanie sadzy z filtra DPF.
Problemy, jakie pojawiły się po tej aktualizacji to przede wszystkim siedmiokrotnie częstsze wypalanie sadzy. Auto użytkuję w ruchu miejskim, czasami wyjeżdżam w trasę. Filtr oczyszczał się co ok. dwa tygodnie i/lub 400 km. Aktualnie robi to co dwa dni i/lub 60 km. Dodatkowo, samochód jest wyraźnie słabszy na niskich obrotach, ale bardziej żwawy na wysokich. Natychmiast zaczął nieprawidłowo funkcjonować zawór EGR, co objawiło się pływaniem obrotów na niskich biegach. Wczoraj (dwa tygodnie po aktualizacji) wyskoczył błąd zbyt bogatej mieszanki z sondy lambda umieszczonej w filtrze DPF, wraz żółtą kontrolką “check engine”.
Jedynymi plusami tej zmiany jest wyższa kultura pracy silnika na postoju.
Wszystkie te problemy opisałem w złożonej przeze mnie reklamacji do Volkswagen Group Polska sp. z o.o. w dniu 20.05.2019 i poprosiłem o przywrócenie poprzedniej wersji oprogramowania. Pisząc tę reklamację, zaproponowałem, że pokryję koszty przywrócenia poprzedniego oprogramowania. Odpowiedź od VGP przyszła bardzo szybko, bo już 22.05.2019. Pismo jest ewidentnym szablonem typu “kopiuj-wklej” zawierającym stanowisko odmowne, w którym VGP zasłania się przepisami o ochronie środowiska. Tego samego dnia odesłałem do VGP pismo, w którym nie zgadzam się z ich stanowiskiem i wzywam ich do usunięcia usterki (za którą uznaję nowe oprogramowanie) i przywrócenia auta do stanu oryginalnego, powołując się na przepisy Kodeksu Cywilnego mówiące o rękojmi. Tym razem odpowiedź, do dnia dzisiejszego, jeszcze nie dotarła.
W ostatnich dniach spędziłem długie godziny na prowadzeniu rozmów telefonicznych z prawnikami, rzeczoznawcami i Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumenta budując strategię dalszej walki z Koncernem. Na tą chwilę wiem tyle, że nie powinienem jeździć tym samochodem, bo może on stanowić dowód w sprawie. Jednocześnie, VGP nie pokwapiło się by w jakikolwiek sposób zaproponować załagodzenie sprawy.
Podsumowując, stanowisko Volkswagen Group Polska można przedstawić parafrazując polski film: “Zepsuliśmy panu auto i co nam pan zrobi?”.
O dalszym rozwoju sprawy będę na pewno pisał w kolejnych postach, a tymczasem muszę wyciągnąć hulajnogę z balkonu…